Karczoch (Cynara scolymus) jest warzywem z
krajów śródziemnomorskich. Zanim, w XX wieku, odkryto w nim cynarynę a potem
inulinę, kwas chlorogenowy i niacynę, to już w starożytności znano lecznicze
właściwości karczocha. Leczono nim niestrawność, oraz zaburzenia
wątrobowe i nerkowe.
Warzywo to posiada sporo antyoksydantów: kwercetynę,
sylimarynę, cynarynę, rutynę, antocyjany, luteolinę, kwasy: chlorogenowy,
kawowy, galusowy.
Dzięki tym składnikom, karczoch hamuje produkcję
komórek nowotworowych, opóźnia procesy starzenia się organizmu.
Obecnie wyciąg z ziela karczocha (rośliny i korzeni)
jest bardzo skutecznym środkiem w problemach:
- wątrobowych
(cynaryna) jest lekiem żółciopędnym - stymuluje opróżnianie pęcherzyka
żółciowego z kamieni żółciowych i jest lekiem żółciotwórczym – stymuluje
wytwarzanie żółci w wątrobie.
- jelitowych
(inulina) Inulina posiada właściwości
podobne do błonnika (zdolność wiązania dużych ilości wody, pęcznienia pod jej
wpływem w żołądku więc na długo daje uczucie sytości, zapobiegając atakom
‘wilczego głodu’ Inulina jest prebiotykiem a więc pożywką dla pożytecznych
bakterii jelitowych.
- cukrzycowych
(kwas chlorogenowy, inulina)) Inulina pomaga zachować prawidłowy poziom cukru
we krwi a kwas chlorogenowy zwiększa tolerancję glukozy i obniża wchłanianie
cukrów w przewodzie pokarmowym.
- w walce z
nadwagą (niacyna) – niski indeks glikemiczny (18) i wartość energetyczna 47
kcal, niskie stężenie tłuszczu, wysoka zawartość błonnika pokarmowego,
usprawnienie pracy wątroby i jelit sprawia, że karczochy są polecane w diecie
mającej spowodować spadek nadmiernej wagi ciała.
Ponieważ o karczochy trudno, to postanowiłam tego roku (wiosną) spróbować ich uprawy. Udało się. Co prawda, nie są tak dorodne jak te sprowadzane do nas z Włoch, lub Hiszpanii, ale na eksperyment leczniczy w sam raz. :)
Z kwiatu zrobiłam nalewkę na białym winie. Ziele wysuszę a potem zmielę na proszek. Pozostają korzenie - jeszcze nie mam pomysłu, może wysuszę jak mi nic ciekawego do głowy nie przyjdzie.
A było to tak:
Najpierw, w lutym posiałam w domu nasiona na rozsadę.
Z wiosną przepikowałam je do gruntu i na początku powoli a potem w szybkim tempie urosły wysoko, na mocnej łodydze, do wysokości prawie metra (w sprzyjającym klimacie karczoch wyrasta do wysokości dwóch metrów).
Sama nie wiem kiedy wyrosły na łodygach kuliste kwiatostany. Nie tak okazałe jak te z importu, ale też piękne, zwłaszcza, że własne...
Były zbyt małe na ugotowanie i przyrządzenie jakiegoś ciekawego dania, ale na lekarstwo... Postanowiłam więc: nalewka na winie i susz ziela.
Pomyślcie o tym na przyszły sezon. Wcale nie jest za wcześnie. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz