Znalazłam w łazience, za firanką, zmydlone resztki mydełek naturalnych. Zbierałam je cały rok do pojemniczka a skoro nadarzyła się okazja w postaci wolnego popołudnia – postanowiłam zrobić z nich mydło w płynie. Pocięłam kawałeczki na drobne, ale Wam radzę zetrzeć na grubej tarce, żeby były bardzo drobne. W przeciwnym razie będą się rozpuszczać i rozpuszczać – bez końca.
Pocięte kawałki umieściłam w kąpieli wodnej, dodałam filiżankę wody, potem drugą… Na końcu, gdy już straciłam cierpliwość oczekując na całkowite rozpuszczenie się mydła, dodałam kilkanaście kropel olejku aromatycznego a kiedy mydło przestygło - łyżkę glinki czerwonej. Całość przecedziłam przez cienką warstwę gazy (ponieważ nie wszystkie kawałki mydła całkowicie się rozpuściły) zlałam do butelki z pompką. Pozostałe z cedzenia kawałki – plastyczne, miękkie, ugniotłam w kulę, obtoczyłam w glince i wstawiłam do lodówki, aby stężało.
Efekt takiego mydlenia doskonały. Mam butelkę świetnego gęstego mydła glinkowego i jeszcze dodatkowo kuliste cudo - mydlaną truflę - do szybkiego mycia rąk w kuchni.
Dostałam w tym samym czasie, w prezencie, francuskie mydło naturalne z ziołami prowansalskimi.
Przyleciało do mnie prościutko z Paryża. Pachnie cudnie i wyleguje się w łazience na honorowym miejscu.
Przyleciało do mnie prościutko z Paryża. Pachnie cudnie i wyleguje się w łazience na honorowym miejscu.
Widzę jednak, że spogląda ma moje ‘glinianki’ z zaciekawieniem. Wie, co dobre :).
I w Paryżu, nie zrobią z mydła ryżu... czy z owsa? ;).
Jakim cudem to mydełko w płynie nie tężeje? bardzo mnie to ciekawi. Chętnie sama bym takie zrobiła!:)
OdpowiedzUsuń